Kiedy przypomnę sobie siebie w wieku 7, 8 lat, mam w ręku komiks z Kaczorem Donaldem. Ale w wieku 4 lat? Pamięć mam dobrą, ale nie widzę w niej siebie z książką. To, że czytałam, wiem z opowieści mamy. Teraz, mając na kolanach „Króliczki”, dzwonię do mamy z pytaniem, czy w wieku 4 lat czytałam komiksy. Komiksy? No coś ty? Byłaś za mała!
Ha. A ja tu jeden taki mam i nie zawaham się go użyć.
Na każdego książkowego bohatera, który nie jest kolejnym puchatym, pociesznym misiem, spoglądam z ciekawością. Na każdego książkowego bohatera, który nie jest misiem a w dodatku nie jest żadnym przesłodzonym, pretensjonalną kredką pociągniętym wytworem miernego talentu, patrzę z aprobatą. Na każdego książkowego bohatera, który nie jest kiczowaty a poza tym nie pochodzi z opisanego przez przyrodników świata zwierząt, patrzę z zachwytem.
Bo wraz z Cali kochamy wszelakie potwory. Są inne, są trudne do zaakceptowania, oswojenia. Są wymagające, są indywidualistami.
Niektórzy się ich boją. Tak jak króliczki boją się potworka. Boją się, nie znają. Może się obawiają, że ich skrzywdzi, bo większy od nich i taki dziwny? Albo nie chcą z nim mieć nic wspólnego, bo odbiega od wszystkiego, co jest im znane? A może jest zbyt serdeczny, zbyt otwarty, zbyt prostoduszny? Są tacy, którym to przeszkadza.
Declan z książki Kevana Atteberry’go ma co prawda ostre ząbki, ogonek i różki, ale na pierwszy rzut oka widać, że to nikt z tych, co wieczorami pełzają po ścianach i straszą małe dzieci. Jest to najbardziej pozytywnie zakręcony osobnik, z jakim przyszło nam obcować. Chmura? Wspaniale! Drzewa? Fantastycznie! Kłoda? Rewelacyjnie! Dorosły człowiek, taki jak – niestety – ja, czuje się przy nim kompletnie idiotycznie, że sobie tak chodzi po tym świecie codziennie i nie wita się z dziuplą, z trawą a tym bardziej ze słońcem. Bo że trzeba to robić, to wie przecież każde dziecko. Tylko my, dorośli, za szybko ciągniemy je za rączki, poganiając do przedszkola, do sklepu, do babci…
I ten tekst. Gros książki stanowi jedno słowo: „króliczki”. Znamy już książki z masą tekstu i te zupełnie bez, ale żeby tyle razy? Jedno słowo? Jedne „króliczki”? Tak, bo wypowiadane na milion sposobów. Gdy tylko otwierają się śliczne, połyskliwe stronice ze słowem „króliczki”, zaczyna się gra. GRA W INTONACJĘ. „Króliczki” można wypowiedzieć na milion sposobów:
Pytanie z nutą nadziei.
Pytanie z akcentem niepewności.
Niepewna zaczepka.
Rozczarowanie. Smutek.
Żal. Rozpacz. Samotność. Tęsknota.
Zachwyt. Radość. Euforia.
Tyle emocji. Wyrażonych w jednej książce. Tłumaczę, dlaczego nasz potworek tak przeżywa rozstania i spotkania. Cali nadąża, w końcu te emocje Declan ma wypisane na twarzy. Nastrój książki zmienia się szybko jak w kalejdoskopie.
No, ale przecież nie samymi króliczkami człowiek żyje a książka nie zawsze wybrzmi tak, jak się po niej spodziewamy. Nas zakończenie zaskoczyło. Ale o tym ciii….
Książka „Króliczki” została wydana przez wydawnictwo CzyTam i możecie ją zakupić tutaj: KLIK.
To nie wszystko! Jeśli zainteresowała Was recenzja „Króliczków”, to mam dla Was wspaniały konkurs, gdzie do wygrania aż 3 egzemplarze tej książki.
Szczegóły konkursu tutaj: KLIK
Ale fajne te króliki, przypominają mi jedną z bajek, którą z synem bardzo lubimy oglądać – Królikulę :)
Moje dzieci już na tę książkę są za duże, ale jestem za każdą formą promowania czytelnictwa i też staram się im podsuwać ciekawe propozycje :)
Genialna! :)
Ja na takie książeczki muszę jeszcze poczekać 2 lata, ale wydaje się bardzo ciekawa. :)
A mnie zachwyciły te małe rączki na książce :)
Musze przekazać przyjaciółce z wnuczkiem w odpowiednim wieku. Swoją drogą – komiksy dla dzieci? Fajna rzecz.
Brzmi zachęcająco. Muszę ssię za nią rozejrzeć!
Obrazki mnie oczarowały, są przepiękne… No i uwielbiam komiksy. Nasza córa ma 2 latka i już jeden z nią przerobiłam… :) Nie do końca nadążała za fabułą, ale podobały jej się obrazki… :D
Mamy ją! Mała już jest może za duża na nią, ale i tak uwielbia. Cieszy ją po prostu ta historia. I są emocje! Najbardziej lubię, jak przejmuje moją rolę czytacza i sama wykrzykuje: KRÓLICZKI! Książka bardziej na dzień niż na wieczorny rytuał czytania.
My już z takich książeczek wyrosłyśmy. Szkoda.
Choć z drugiej strony czytanie kryminałó dla młodzueży też ma swój urok.
Śliczne zdjęcia zrobiłaś :-) Cali jest cudowna. I ta fotka z małą rączką :-)
My uwielbiamy wszelkie książeczki, mamy mnóstwo :) Taką tez nie pogardzimy i pewnie kupimy :)
Najpiękniejsze co może być – dziecko, pałające miłością do książek! :) Książeczka ma bardzo ciekawą szatę graficzną.
O kurcze to już poważna dziewczyna :)